środa, 1 grudnia 2010
Mechanizm Serca. Mathias Malzieu
Długo zwlekałam z tą recenzją. Zbyt długo. Ale jest, a to chyba najważniejsze.
„Mechanizm Serca” to baśń dla dorosłych. I ma w sobie wszystko to, co w baśniach najpiękniejsze i najstraszniejsze. Jest urzekającą opowieścią o miłości – tej jednej i najważniejszej. Ale to także okrutna bajka i jako taka zawiera prawdę ubraną tylko w piękne błyskotki. Bo nie zapominajmy: baśnie mówią o rzeczywistości.
Jack jest dzieckiem porzuconym i nie dość tego, prawie umarłby w dzień swoich narodzin, najzimniejszy dzień w dziejach świata. Aby go uratować, Madeline – kobieta przyjmująca jego poród i prowadząca coś w rodzaju domu dziecka - wszczepia mu zegar z kukułką zamiast serca. Dzięki temu chłopiec przeżywa. Dzięki temu nikt nie chce go adoptować, dzięki temu Madeline może go zatrzymać dla siebie. Pewnego dnia, podczas jednej z nielicznych wypraw na miasto, Jack spotyka Acaccię, małą piosenkarkę o przecudownym głosie, która bez swoich okularów wiecznie się o coś potyka. Dla niej bije głośno jego serce (dosłownie) i to ona staje się jego przekleństwem.
Mathias Malzieu stworzył metaforę świata męsko-damskich stosunków. I mechanizm serca należy traktować dosłownie tak, jakie jest znaczenie tych słów. To mechanizm, w którym zahaczają o siebie zębatki euforii, szczęścia, zawodu, zazdrości, rozgoryczenia, wściekłości i wszystkich tych uczuć, które składają się na wszelkiego rodzaju relacje, zwane jednym słowem – miłość.
To nie jest bajka ze szczęśliwym zakończeniem. Koniec Jacka jest smutny, ale pozostaje we mnie uczucie, że sam jest sobie winien. Acaccia była kobietą okrutną, jej mężczyźni naiwniakami. Manipulowała nimi, a im ani razu nie przyszło do głowy się jej postawić. Przeciwnie – walczyli o nią do ostatniego tchu (dosłownie). Można powiedzieć, że znienawidziłam jej postać, aczkolwiek miałam osobliwe wrażenie, jakby autor przełożył na książkę swoje gorzkie doświadczenia. Czy tak było? Nie wiem. Wiem, że ta przenośnia dotycząca takich relacji w miłości wyszła mu doskonale, chociaż niejako jednostronnie. Bo to my, kobiety, jesteśmy złe.
Autor poruszył też jeszcze jedno oblicze miłości, mianowicie tej rodzicielskiej. Czasem tak bardzo kochamy swoje dzieci, że boimy się pozwolić rozwinąć im skrzydła. Wyjść za próg domu. Zakochać się. Powtórzyć nasze błędy. Madeline chciała osiągnąć niemożliwe i jako niemożliwe, ani trochę się nie udało. Jedynie podarowała Jackowi lekcję życia o smaku gorzkiego łopianu.
Czy polecam „Mechanizm Serca”? Chyba tak. Bo zawiera jeszcze więcej niż ja zdołałam opisać, bo skłania do przemyśleń niejako odruchowo, bo nie pozostawia czytelnika obojętnym. Tę książkę można i kochać i nienawidzić, a nawet dwa w jednym. No i jest pięknym obrazem. Plastycznym, poetycznym, z odrobiną makabry.
Edit: Pominęłam jedno - całą książkę widziałam, niczym film zrobiony przez Burtona. Nie pogniewałabym się, gdyby kiedyś tego dokonał. Atmosfera już jest zbliżona, a postacie w mojej głowie przypominają te z Gnijącej Panny Młodej. Podejrzewam, że właśnie zniechęciłam jedną trzecią potencjalnych czytelników ;). Choć może nie, jakoś nadzwyczaj duża ilość ludzi lubi ten film, schade. Niemniej jednak, Burton byłby odpowiednim reżyserem :).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Po Twojej recenzji byłabym go w stanie nawet polubić ;). Ale ja widzę w swojej głowie to wszystko, tę nijakość, która się wkradała między słowa. Nawet absurd. Ale nie absurd, który mógłby mi się spodobać, tylko wręcz absurdalnie nudny. I w ten sposób... ja patrzę na nią inaczej. I, no, nie podobała mi się.
OdpowiedzUsuńAs I said: Można ją nienawidzić :). Ja właśnie miałam wobec niej znacznie więcej zastrzeżeń, chciałam opisać braki autora (ten idiotycznie młody wiek bohaterów!) ale nie wyszło. Samo się pisało tak a nie inaczej ;).
OdpowiedzUsuńOkładka piękna, ale nie wiem czy się na nią skuszę. :)
OdpowiedzUsuńTak, okładka czaruje. Z treścią różnie ;).
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńSkusiłam się, bo taka urocza okładka, bo taki zachęcający opis. W końcu bardzo lubię wszelkie baśnie. Ale to jednak nie było to. Może jej nie nienawidzę, ale "Mechanizm serca" nie zrobił na mnie absolutnie żadnego wrażenia. Nie udało mi się wychwycić żadnej refleksji, a sama historia wydała mi się błaha, nieciekawa, pozbawiona puenty.
Porównanie do "Gnijącej panny młodej" jest mimo wszystko trafne, chociaż w przeciwieństwie do "Mechanizmu serca" ten film wprost uwielbiam ;)
Pozdrawiam!
Haha. Chciałabym tak lubić wszystkie odmienne opinie jak lubię Twoją :D. Ale nie będę się sprzeczać, gdyż w zasadzie się zgadzam. Ja naprawdę nie wiem, czemu ta recenzja napisała mi się tak a nie inaczej :D. Wzajemnie pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńSłyszałam dużo dobrego i dużo złego o tej książce, ale to chyba dobrze, że książka wywołuje emocje :) Sięgnę i przekonam się sama :)
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam :).
OdpowiedzUsuńCzeka ona na przeczytanie na mojej półce. Chcę ją bardzo przeczytać, lecz ciągle zabieram się za coś innego. Aż żal chwyta za serce bo mam ją w zasięgu ręki. Muszę wreszcie się zmobilizować i znaleźć na nią trochę czasu ;) Wspomniałaś o "Gnijącej pannie młodej" uwielbiam ten film! I przyznam się, że gdy pierwszy raz zobaczyłam okładkę tej książki, to postacie na niej ukazane w jakiś sposób od razu skojarzyły mi się z tymi z filmu ;)
OdpowiedzUsuńChyba poproszę Mikołaja o tę książkę. Wydade mi się być magiczna
OdpowiedzUsuń