Atticus O’Sullivan jest irlandzkim druidem liczącym
sobie, notabene, ponad dwa tysiące lat. Teraz żyje w stanie Arizona, wygląda
wciąż na dwadzieścia jeden lat i prowadzi sklepik „Trzecie oko”. W sklepiku
nękają go wielbiciele trawki, której druid nie posiada, za to własnoręcznie
komponuje herbatki o wdzięcznych nazwach „Ziołowa Porażka”, „Wesołe Życie Staruszka”
czy „Mały Pomocnik Tatusia”. Od tysiąca lat z hakiem pewien bóg pragnie odebrać
mu miecz o magicznych zdolnościach. Aby tego dokonać wysyła różne stwory mające
znieść go z powierzchni ziemi. Nie za bardzo im to wychodzi, gdyż Atticus nadal
żyje. Niestety być może do czasu – pewnego dnia odwiedza go bogini śmierci
Morrigan i każe przygotować się na najgorsze. Druid staje przed wyzwaniem, a na
szali zostaje położone jego życie.
To bardzo wesoła, lekka mieszanka przeróżnych mitów,
elementów fantastycznych, obserwacji społeczeństwa i dowcipów na temat lingwistyki.
Książka tak lekka, że czasami nawał żartów odrobinę męczył, ale tylko odrobinę.
To idealna książka, kiedy odczuwamy potrzebę totalnego relaksu i zero napięcia.
Najlepsze żarty powstawały w czasie rozmów Atticusa i jego psa, wielkiego
wilczarza irlandzkiego, którego, nie wiedzieć czemu, cały czas widziałam jako
krępego białego mopsa – wybacz mi Oberonie! Myślę też, że polubiłam cały
panteon pojawiających się co i rusz bogiń z wierzeń celtyckich, a także polskie
czarownice – tak, tak. Nie są to wszyscy „nadprzyrodzeni” bohaterowie, ale nie
będę wam psuła niespodzianki.
Całość bardzo przyjemna, coś jak hollywoodzki trzygwiazdkowy
film dla young adults ;). Była to idealna dla mnie książka po ciężkich w treści
„Łzach w deszczu”, które czytałam wcześniej. Także, mnie się podobało. Mam
pożyczone wszystkie trzy części (jest ich więcej, ale jeszcze nie wydane) i
myślę, że za jakiś czas sięgnę po kolejną. Porcja zdrowego chichotu też jest
potrzebna, a i z kilkoma postaciami chętnie się znowu zobaczę. Nie wiem tylko
dlaczego boginie według autora są bystre, inteligentne i… nieco tępe umysłowo.
Ale taki ich urok ;).
„Na psa urok” Kevin Hearne, wyd. Rebis 2011, str. 294
Serię planuję od jakiegoś czasu, a recenzja przypomniała mi o tych planach ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się ^^.
UsuńMam te trzy książki, tylko - jak to na własne i bez zobowiązań - czasu wciąż na nie nie mogę wygospodarować :(
OdpowiedzUsuńBtw ta książka nie była wydana w zeszłym roku? Była pewna, że patrzy na mnie z wyrzutem z półki pod sufitem już baaardzo długo :)
Aa, masz rację. Ostatnio co czytam książkę to jest "teraźniejsza" i chyba tak już odruchowo wpisałam... Już poprawiam. Co do swoich książek to masz rację. Ja moich mam chyba całą półkę, jakby je tak zebrać do kupy. Ale czasami czerpię przyjemność z tego, że tyle ich jeszcze czeka i że są MOJE :D.
UsuńKsiążka gwarantuje naprawdę świetną zabawę, a jej akcja wciąga do tego stopnia, że nie można się oderwać :D
OdpowiedzUsuń