„Łzy w deszczu”. Kryminał osadzony w 2109 roku, w Stanach
Zjednoczonych Ziemi. I jest wszystko to, co być powinno. Detektyw z problemami,
śledztwo, drobne wskazówki, niezrozumiałe ślady, podejrzenia, zabójstwa i
wreszcie rozwiązanie sprawy. Wszystko to, co znamy. Nie znamy tylko tego świata
za sto lat. Ale czy na pewno nie znamy? Sami do niego doprowadziliśmy.
Świat przyszłości skonstruowany przez Rosę Montero to
istny majstersztyk. Pisarka wprost genialnie pociągnęła wątki współczesne –
globalne ocieplenie, badania naukowe, Unię Europejską, międzynarodowe
konflikty, psychologię i socjologię - i
stworzyła z tego przyszłość boleśnie prawdziwą. Stworzyła coś tak realnego, że
naprawdę bardzo, bardzo nie chcę aby to się sprawdziło. A jest to możliwe i
tego się lękam. Do tego dochodzą jej oczywiste zdolności pisarskie, gdyż wplotła
zwykłą powieść w ten świat, dzięki czemu ani przez chwilę się nie nudzimy, z
każdą stroną odkrywamy coraz to inne szczegóły codzienności bohaterów i
wszystko to wydaje nam się całkowicie normalne jakbyśmy i my w tym żyli.
Dlatego to takie straszne. Bo tak bardzo możliwe.
Główną bohaterką jest Bruna Husky, android, replikant, obraźliwie
rep. Została zatrudniona przez RRR (Radykalny Ruch Replikantów) do rozwiązania
sprawy gróźb jakie są wysyłane do przewodniczącej tego ruchu, Myriam Chi.
Sprawy jednak szybko się komplikują i wymykają spod kontroli. Istnieją
podejrzenia, że został zawiązany spisek, aby pozbyć się replikantów. Bruna z
początku nie chce w to wierzyć, ale fakty mówią same za siebie. Przy śledztwie
zostaje zmuszona współpracować z Paulem Lizardem, policjantem, któremu nie ufa
oraz Pablem Nopalem, pamięciarzem, któremu również nie ufa. Rozgrywki
przyspieszają tempa i wkrótce Bruna musi walczyć o swoje życie.
To bardzo udany thriller polityczny, kryminał czy jakby
tego gatunku nie nazwać. Jednak nie byłby tak fascynujący, gdyby nie umieszczenie
akcji w przyszłości. To właśnie ten zabieg sprawia, że od książki nie można się
oderwać, a w niepokój nie wprawiają zdarzenia spotykające bohaterów, a obraz
przyszłości. Przyszłości, w której część Ziemi zostaje zalana, w której
niedźwiedzie polarne są gatunkiem wyginiętym, gdzie trzeba płacić za czyste
powietrze, a woda jest najwyższym luksusem. Przyszłości, gdzie technologia i
nauka poszły tak bardzo do przodu, że człowiek stworzył androida, by mu służył.
Androida, zaznaczam, wyglądającego tak jak człowiek, myślącego, czującego…
Będącego po prostu człowiekiem. Człowiekiem, któremu wyrządzono wielką krzywdę,
bo umierającego po zaledwie dziesięciu latach od „narodzin”, nie posiadającego
przeszłości, nie mogącego mieć dzieci. Replikanci to bardzo smutne stworzenia.
I na swój sposób tak samo smutna jest cała ta książka.
Można ją czytać dla rozrywki, z ciekawości. Ale można też przeczytać jako
przestrogę. Tylko kto jej posłucha? Ogromnie polecam.
„Łzy w deszczu” Rosa Montero, wyd. MUZA SA 2012, str. 413
Dziękuję wydawnictwu MUZA SA za egzemplarz recenzyjny.
Jestem zaintrygowana, szalenie ciekawy pomysł. Chętnie przeczytam!
OdpowiedzUsuńCiekawa okładka - a rzadko zwracam na nią uwagę, recenzja intryguje
OdpowiedzUsuńMoże to dlatego, że Muza wydaje (chyba) mało fantastyki, więc jest raczej nieobecna na blogach typowo fantastycznych, ale pierwszy raz słyszę o tej książce, a zapowiada się świetnie. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńZaliczasz mój blog do typowo fantastycznych? :D Nie ma za co :). Od czasu do czasu będzie się chyba pojawiało coś s-f, jakoś ostatnio mam ochotę. Choć po tej książce zachciało mi się czegoś bardzo fantasy xD.
OdpowiedzUsuń