środa, 1 października 2014

Prom do Puttgarden. Helle Helle

Helle Helle – pani nazywana Hemingwayem północy. I za oszczędność słowa mogę jej ten tytuł przyznać. Kolejna duńska autorka, którą udało mi się przygarnąć do mojej małej acz powoli rozrastającej się kolekcji duńskiej literatury.

„Prom do Puttgarden” został wydany przez wydawnictwo słowo/obraz terytoria z serii Terytoria Skandynawii. Okładka może niezbyt zachęcająca, mnie osobiście kojarzy się ze zdjęciem z podręcznika chemii, ale na szczęście treść jest trochę lepsza.

Główną bohaterką jest Jane, dwudziestolatka z małej miejscowości tuż nad morzem. Historię widzimy jej oczami. Ma starszą o pięć lat siostrę Tine i malutką siostrzenicę Ditte. Życie jakie wiodą jest całkowicie spokojne, pozbawione wszelkich urozmaiceń. Dzień za dniem mija, robią to samo co miliony innych ludzi na świecie. Jane zaczyna pracę na promie pływającym między Danią a Niemcami. Tam poznaje wiele nowych ludzi, między innymi Aksla – starszego o kilkanaście lat elektryka.

Mam wrażenie, że gdybym opowiedziała wszystko, co się tam działo, to moja opowieść byłaby o wiele ciekawsza od samej książki. „Prom do Puttgarden” jest napisany niesamowicie oszczędnie. Autorka nie przebiera w opisach, mamy jedynie krótkie zapisy spostrzeżeń Jane i zwyczajne dialogi pomiędzy bohaterami dotyczące całkowicie prozaicznych czynności czy zdarzeń. Helle Helle dokonała zapisu zwykłego życia wraz z jego monotonią, prostymi wydarzeniami, które tworzą nas, jako ludzi i kreują nasze dalsze losy. Pokazała relacje między siostrami, między córką a matką, między sąsiadami i współpracownikami. Oszczędność formy wręcz podkreślała niejaką pustkę życia obu sióstr.

Nie do końca wiem, jak do tej książki podejść. Bardzo dobrze mi się czytało, wbrew spokojowi w niej panującemu nie nudziłam się, ale z drugiej strony mam takie pytanie – Po co coś takiego pisać? Co mi dało poznanie kawałka życia dwóch młodych dziewczyn na skraju Zelandii? Nic się tam nie dzieje, a to, co się dzieje jest tak całkowicie pozbawione jakiegokolwiek dreszczyku… Nie to, że jestem osobą żądną sensacji. Ale atmosfera tej książki jest taka… wyciszona. Smutna. Szara. Proza życia prawie przygnębia, ale z drugiej strony nie jest aż tak źle. Zakrawa z mojej strony na odczucie obojętności, ale też nie do końca. Naprawdę nie wiem, jak to określić.

Podejrzewam, że taka recenzja książki nie jest zbyt zachęcająca. Na pewno nie jest to pozycja obowiązkowa i nie wzbudza żadnych fajerwerków. Ja przeczytałam, poznałam kolejny skrawek Danii i z tego się cieszę.


„Prom do Puttgarden” Helle Helle, wyd. Słowo/obraz terytoria 2010, str. 173

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...