poniedziałek, 8 listopada 2010

Dziewczęta z Szanghaju. Lisa See.


Lisa See, autorka która swoimi magicznymi opowieściami „Miłość Peoni” oraz „Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz” sprawiła, że przestałam się krzywić na „chińskie” powieści. I powiem, że takiej magii również oczekiwałam od jej kolejnej powieści, pomimo ostrzeżeń, że „Dziewczęta z Szanghaju” takie nie są. Rzeczywiście. Słowa, jakie cisną mi się na usta to „dziwne”, „inne”, „nie umywają się do poprzednich dzieł autorki”. Ale. Nie jest to powieść zła, niewarta poświęconego jej czasu. Wręcz przeciwnie.

Głównymi bohaterkami na wszystkich kartach są dwie siostry ze średniej klasy z Szanghaju, które urodziły się w latach dwudziestych XX wieku. Wychowane tradycyjnie, z rysą ówczesnej nowoczesności. W młodości zarabiały na byciu Pięknymi dziewczętami – pozowały malarzowi do plakatów reklamujących różne produkty. Prowadziły beztroskie życie do dnia, w którym ich ojciec oznajmił, że stracił wszystko – zarówno swój interes z rikszami jak i ich oszczędności. I żeby on oraz ich matka mieli dom nad głową, one muszą wyjść za nieznanych sobie mężczyzn i wyjechać do Ameryki. Niemalże jednocześnie z tym wydarzeniem jest atak Japonii na Chiny, co ma swoje tragiczne skutki dla naszych bohaterek. Dalej nie będę opowiadać, niech zostanie to owiane tajemnicą. I chociaż opis na tylnej okładce książki nie kłamie, to wiedzcie, że w środku wszystko będzie inaczej.

Powtórzę się, że jest to książka dziwna. Ciężka do zaszufladkowania i przede wszystkim połączenia z poprzednimi powieściami Lisy See. I moja rada? Nie należy tego robić. To zupełnie inny świat, inny okres i chociaż non stop były odwołania do tradycji to już się w tej tradycji nie było tak głęboko jak chociażby w „Miłości Peoni”. Myślę, że jest to powieść na swój sposób historyczna, a może wręcz biograficzna i skoncentrowała się głównie na opisie straszliwych przeżyć Chińczyków usiłujących wydostać się z targanego wojną kraju do USA, gdzie ich nie chciano, gdzie wpuszczano po przesłuchaniach, gdzie zdobyto dowody na to, że są legalnymi Amerykanami. Autorka porusza problem papierowych synów, żon, córek. Jej pradziadek był takim i dopiero ta książka uświadomiła mi, co ci ludzie musieli przeżywać. Bo gdybym gdzieś indziej, ot tak, przeczytała „papierowy syn” ani trochę by mnie to nie poruszyło.

„Dziewczęta z Szanghaju” to także powieść o więzi między dwoma siostrami. Więzi, która podnosi, kiedy jest się już prawie martwym oraz więzi, która zatruwa i niszczy. I co mnie uderzyło już pod koniec, po pewnej scenie, to że „Dziewczęta…” to również powieść o poświęceniu. Bezsensownym. Zrodzonym z żalu, strachu i egoizmu. Poświęceniu mającym ukryć poczucie winy, wynikłe z tych trzech. To powieść-przestroga. Poświęcenie należy wykluczyć ze swojego życia. Jest tylko jedno ale. Miłość, ta dziwna, niezrozumiała siła sprawia, że się nie da.

Jakieś ostatnie sto stron sprawiło, że bardzo sobie cenię tę książkę. Za te przeżycia, których dzięki niej doświadczyłam, a których nigdy nie chciałabym doświadczyć w rzeczywistości. I za tę naukę o życiu, o miłości między ludźmi, w rodzinie. O ojczyźnie, którą się dopiero docenia, kiedy się traci. Ale czyż tak nie jest ze wszystkim?

Polecam, bardzo gorąco. I chociaż czasem byłam zmęczona nieustannym ciągiem złych wydarzeń w życiu bohaterek, to jednak wracałam, by dokończyć. I nie żałuję. Bardzo mi się podobało. I tylko naprawdę proszę. Nie porównujcie do poprzednich powieści Lisy See. To jest coś zupełnie innego.

8 komentarzy:

  1. Sądzę, że gdy jest jeden autor, nie da się nie porównywać jego powieści. Można porównać i zaakceptować zmiany. Ale "Dziewczęta..." są inne. I gdybym przeczytała najpierw tę książkę, mogłabym się poczuć zniechęcona do innych książek Lisy See. Oczywiście. One mają coś w sobie. Ale ja nie zniosę opisu wojny, gwałtu, które zostały mi sprezentowane. Były puste, bez uczuć. To nie początek i koniec. Bo ja środek bym poprawiła albo wycięła.

    Ale recenzja świetna :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie były bez uczuć. Wszystko było opowiadane z punktu widzenia Pearl. A pamiętaj, że ona została bardzo zablokowana, a także nie miała bezpośredniej styczności z wojną. Ona się skupiała na codziennym życiu rodziny w tych czasach a nie na ogólnym opisie. I podoba mi się sposób w jaki to zostało przedstawione. Bo poznałam część historii, nie musząc ślęczeć nad nudnym (i ten jest dopiero bezosobowy!) tekstem w podręczniku. I owszem, nie da się nie porównywać książek tego samego autora. Ale można przymknąć oko i na moment tej książki zapomnieć o tamtych. Ja bym się tak nie przywiązywała, że ta jest gorzej napisana a tamte lepiej. Ta jest inna. I nawet jeśli... To jest inna :D. Poza tym, myślę, że tamtym książkom bardzo pomagały czasy w jakich ich akcja była umieszczona. Łatwiej było o baśniowy klimat, nawet jak się opisywało tragiczne i bolesne wydarzenia. To jest historia bliższa autorce, wciąż żyjąca w ludziach, na podstawie których opowieści ją napisała. Myślę, że to miało duży wpływ na to jakie "Dziewczęta..." są.

    I dziękuję :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podobała ta książka i w pełni zgadzam się z Twoją opinią (na moim blogu zamieściłam swoją). Jestem ciekawa tej najnowszej książki Lisy See, ponoć to coś trochę kryminalnego, hmm...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przemówisz do mnie. Nie w tej kwestii, nie teraz. Cały czas mam w głowie scenę gwałtu, która oddziałała na mnie tak: okay, zgwałcili ją, zgwałcili jej matkę, w porządku, czym się przejmować. Bo nie dała mi tego odczuć. I nawet jeśli Twoje wyjaśnienie brzmi bardzo sensownie (a brzmi), to ja wciąż zostanę przy swojej opinii.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lemma: Ja też jestem ciekawa nowej książki, ale jednocześnie się jej trochę boję ;).

    Alina: Szkoda, że spojlerujesz, chciałam właśnie uniknąć szczegółów ^^. W sumie w tej scenie też miałam podobne uczucie. Może Lisa nie potrafiła wczuć się w taką scenę. A może zrobiła to specjalnie, bo podkreśliła, że P. nic nie czuła i się oddaliła od doznawanej przemocy. Nie wiem.

    Edith: Fajnie :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam "Kwiat śniegu i sekretny wachlarz" i jest to jedna z moich ukochanych książek. Autorka niesamowicie opisuje relacje międzyludzkie i w ogóle jest pisanie jest takie specyficzne, przyciągające.
    Jeśli tylko uda mi się trafić w bibliotece na "Dziewczęta z Szanghaju" to na pewno przeczytam.

    P.S. Widać, że czytanie jest Twoją pasją. Bardzo ciekawe recenzje :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję, choć nie powiem, żebym się do komplementu poczuwała ;). Przeczytaj jeszcze "Miłość Peoni". Cudowna książka.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...