sobota, 20 listopada 2010

Wiedźma Opiekunka. Olga Gromyko




„Wiedźma Opiekunka” Olgi Gromyko została przez Fabrykę Słów podzielona na dwie części, chyba tylko ze względów zarobkowych, ponieważ nie widzę innego powodu, żeby ucinać w środku akcji i mówić, że to część pierwsza, a część drugą rozpoczynać od kolejnego rozdziału, który nie będzie miał sensu, jeśli nie przeczytamy części pierwszej. Nawet nie wyszło to zbyt zgrabnie. Ale ja nad ostatnimi akcjami tego wydawnictwa nie będę się wypowiadać, ponieważ stają się coraz mniej zrozumiałe…. Wróćmy do książki.

Jest do druga część opowieści o Wolsze (Wolha) Rednej, czarownicy ze starmińskiej szkoły magicznej, która nareszcie kończy dziesięcioletnią naukę i staje przed życiem dorosłej czarownicy. Po odbyciu mega krótkiego stażu na królewskim dworze (sam król płaci za zerwanie umowy i z ostrożną czcią usuwa Wolhę ze swojego dworu) wyrusza do ukochanej Dogewy, gdzie czeka na nią stanowisko najwyższej wiedźmy (i jedynej, ponieważ żaden człowiek nie chce mieć do czynienia z wampirami). Tam dowiaduje się, że Len, król Dogewy i jej przyjaciel udał się do Arlissu na spotkanie z przyszłą żoną. We wnętrzu Wolhy coś niemiło się przekręca i rusza śladem Lena, żeby prawie natychmiast znaleźć go martwego… Od tej pory następuje szereg przygód, z których ona oraz nowo poznani przyjaciele wychodzą z mniejszym, lub większym szwankiem.
Muszę powiedzieć, że ta część „Wiedźmy” mnie zawiodła. Najlepszą i najcudowniejszą jest pierwsza z pierwszych, którą mam na półce i następnych nie zamierzam niestety kupować. W „Opiekunce” jak zwykle mamy do czynienia z mnóstwem idiotycznego poczucia humoru, które jest świetne, wspaniale zajmuje i odpręża. Tyle tylko, że czasami jest jakby powtykane na siłę i wcale nie jest takie zabawne jak w części pierwszej. Niemniej jednak parę razy zaśmiałam się głośno albo nie mogłam dalej czytać bo wciąż chichotałam nad jedną sceną. Uwielbiam również zakończenie, a raczej to, co się w nim wydarzyło, bo na mój gust mogłoby być o wiele bardziej rozpisane. No bo tak mało dać Lena, mojej ukochanej postaci? To grzech….

Obie części (nieskończenie będę biadać, że rozbili jedną książkę na dwie) połknęłam w ciągu dwóch dni. Jest to lekka rozrywka dla miłośników fantastyki. Idealna na ciężki dzień.
I tylko komu się będzie chciało wydawać 62zł na takie coś, co się czyta przez kilka godzin, a później o tym zapomina?

Żeby się nie pogubili ci, co serii nie znają:

1. Zawód: Wiedźma, cz. 1
2. Zawód: Wiedźma, cz. 2
3. Wiedźma Opiekunka, cz. 1
4. Wiedźma Opiekunka, cz. 2

W wersji pierwotnej, nie polskojęzycznej, są to po prostu dwie książki, a nie cztery. Cóż.

5 komentarzy:

  1. Pokrywa się to z tymi dwudziestoma stronami, które do tej pory przeczytałam (przypomnę, iż zrobiłam to siódmego sierpnia xD). Jednak chcę przeczytać i sama się dowiedzieć, co się roiło w głowie Pani Olgi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie, że przeczytaj :). A roiło się dużo tylko czegoś zabrakło. Może Lena? Albo prostoty. Mam wrażenie, że za dużo naćkała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bez Lena nie ma co czytać... xD. Nie, przeczytam na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytaj, bo Lena będzie, ale szczypta. Ja bym chciała osobną książkę o nim, ach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książek nie czytałem, ale z tym dzieleniem książek to Fabryka ma mistrza po prostu. Oto sposób jak wyciągnąć od klienta kase;/

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...