niedziela, 30 stycznia 2011
Bollywoodzkie noce. Shobhaa De
Jestem właśnie po lekturze książki „Bollywoodzkie noce”, którą wypatrzyłam na najniższej półce, w ciasnym przesmyku między regałami biblioteki. Ponieważ lubię kino Bollywood, dosłownie się na nią rzuciłam i zdziwiłam, że coś takiego istnieje (książka, nie kino oczywiście).
Jest to całkiem niedawno wydana u nas powieść znanej w Indiach felietonistki i pisarki, która podobno wstrząsnęła Indiami i ich światem literackim. Zważywszy na treść książki i konserwatywne środowisko Indii, mogę to sobie wyobrazić. Mam wrażenie, że „Bollywoodzkie noce” nie zostały należycie wypromowane i że nie za bardzo istnieją w świadomości czytelników. Ja sama pierwszy raz spotkałam się z tą powieścią dopiero w piątek. Nie jest to książka nie wiadomo jakiej wartości, ale niezasłużenie przeszła zupełnie bez echa, tak mi się wydaje.
Jak to zwykle bywa, nie należy się sugerować opisem z okładki, bo stworzymy sobie zupełnie nieodpowiedni obraz opowieści o dzielnej, niewinnej dziewczynie, która trafia do przemysłu filmowego, tam zmaga się z przeciwnościami losu, a na koniec znajduje przystań w ramionach wielkiego gwiazdora. Nic bardziej mylnego.
Aasza Rani, zmuszona przez matkę do sprzedawania własnego ciała w nadziei na rolę w filmie, wędruje przez łóżka reżyserów, producentów, aktorów i mafiosów będących politykami (bądź polityków będących mafiosami). Po ogrzaniu odpowiednich łóżek udaje jej się zostać wielką gwiazdą, „Ukochaniem milionów”. Kiedy już jest na szczycie, wariuje z miłości dla swojego partnera filmowego i robi wszystko, by z nim być, nie bacząc na to, że niszczy sobie karierę. Związek tych dwojga jest całkowitą huśtawką nerwów i nastrojów, spala Aaszę doszczętnie. Pewnego dnia rzuca wszystko i znika na pięć lat, by później wrócić. Niestety nie jest już gwiazdą, choć fani nadal o niej pamiętają…
Książka ta została wydana w Indiach w 1989 roku (u nas dopiero w 2010), tak więc czytając, starałam się pamiętać, że przedstawia świat sprzed ponad dwudziestu lat. Mimo to, byłam przerażona obrazem indyjskiego przemysłu filmowego, jaki moim oczom ukazała autorka (podobno ma wiele znajomości w świecie filmu, sama była modelką i zna ten świat, więc mimo woli nie wątpiłam w jej słowa). Nie było w nim ani jednej uczciwej osoby, kobieta nie mogła inaczej zostać gwiazdą jak przez łóżko, każdy facet tylko, za przeproszeniem, pieprzył, co popadło, gwiazdy były gwiazdami na pięć filmów (a należy wiedzieć, że rocznie sławna aktorka grała w około czterech filmach), a na koniec umierały w slumsach zapomniane przez wszystkich. Może nie każda, ale wiele z nich. Zdaję sobie sprawę, że może być to obraz przesadzony, ujednolicony na potrzeby powieści, niemniej jednak na pewno jakaś jego część jest prawdziwa. Mam teraz ogromną nadzieję, że dzisiaj coś się zmieniło, że więcej ludzi inteligentnych i kulturalnych znajduje się w tym biznesie i że wszystkie moje ulubione aktorki nie zostały gwiazdami, bo spały z tym, tamtym i owamtym. Chwilowo nie potrafię się pozbyć takiego obrazu i dziwnie mi będzie oglądać jakiś bollywoodzki film.
Cała powieść „Bollywoodzkie noce” jest bardzo smutna, przepełniona chaosem filmowego światka, samotnością, brakiem prawdziwych ludzkich uczuć. Główna bohaterka po kilku latach wyrasta na kobietę, która potrafi o siebie zadbać i sobie poradzić, ale nadal pozostaje bezbronną, delikatną dziewczyną, jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało. Nie życzę nikomu choćby odrobiny życia, jakie ona prowadziła. Pocieszam się myślą, że to tylko książka, choć trzeba przyznać autorce, że napisała ją niezwykle realistycznie, a całość brzmi jak sprawozdanie z życia kobiety o imieniu Aasza Rani (które, swoją drogą, jest jej pseudonimem) ubrane w literackie szatki.
Książkę naprawdę polecam. Czyta się szybko, wciąga w akcję, która choć najeżona, zdawałoby się, błahymi opisami nocnych przygód Aaszy, wcale błaha nie jest, a jej lekkość jest tylko pozorna. Z wielką niecierpliwością będę czekać na wydanie kolejnych powieści Shobhyy De, a napisała ich sporo.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pierwszy raz słyszę o tej książce ! Bardzo mnie zaciekawiłaś, poza tym okładka jest piękna :) Na pewno przyciągnęłaby mój wzrok.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o show biznes to w Polsce jest nie lepiej. Przez bardzo krótki czas jako 16-latka sama próbowałam sił w modelingu. Propozycje seks za sesję do magazynu są na początku dziennym. Wybrałam szacunek dla samej siebie. Modelki, aktorki zwłaszcza młode traktowane są jak kawał ładnego mięsa bez mózgu, bez uczuć, bez emocji. To brutalny, obrzydliwy świat, który tylko z zewnątrz wygląda ładnie.
Aua. Ogromne aua. Niby wiadomo, że coś takiego jest, ale człowiek ma nadzieję, że nie aż tak bardzo, że nie tutaj... Odechciało mi się chyba na zawsze startowania do takiego X factora ;). A co do samej książki, to no właśnie. Nigdzie się jej nie widziało, a okładka sama przyciąga wzrok i człowiek nawet tylko ją by zapamiętał. Ciekawa jestem czy w związku z tym będą wydawać dalsze książki pani De. Aż chyba napiszę do wydawnictwa i się zapytam.
OdpowiedzUsuń