sobota, 16 lipca 2011
Za oknem cukierni. Sarah-Kate Lynch
Generalnie nie należę do pasjonatów nurtu włoskiego, czyli tych wszystkich książek o tym jakie Włochy są piękne, jak cudownie układa się tam życie i jakie niebiańskie wręcz jedzenie można spotkać na każdym kroku. Nie czytałam ani jednej książki Marleny de Blasi, czy innych z oliwkami w tytule. Raz, chyba z sześć lat temu zdarzyło mi się przeczytać zabawną powieść o parze włosko-amerykańskiej i oczywiście kuchni, wywodzącej się z Rzymu. Trzeba przyznać, że do tej pory pamiętam migawki potraw czy win, które autorka zaprezentowała, choć niektórych nie tknęłabym nawet palcem (smażone płucka i inne, brr). Ale do czego zmierzam. „Za oknem cukierni” wybrałam ze względu na to, że potrzebowałam czegoś jasnego i przyjemnego, co będzie się znacznie różniło od wszystkich książek jakie ostatnie czytam. Zabieg się udał, bo książka okazała się być cudowna, zabawna, wspaniale ironiczna, lekka, mądra, pachnąca ciasteczkami i przepełniona słońcem Toskanii. I nie, w tę włoską modę nie wpadłam. Ale po kolejne (i poprzednie) książki autorki z całą pewnością sięgnę.
Lily ma ponad czterdzieści lat, wspaniałą karierę w wielkiej korporacji, piękne mieszkanie na Manhattanie i męża od szesnastu lat, którego zazdroszczą jej wszystkie znajome rozwódki. Tak się wydaje do momentu, kiedy Lily znajduje zdjęcie przedstawiające jej ukochanego Daniela z inną kobietą i dwójką dzieci. I chociaż już sama kobieta wywołałaby u Lily szok, to dzieci powodują największy ból. Bo Lily ich mieć nie może i nie jest w stanie pojąć, jak Daniel mógł za jej plecami posiadać coś, czego ona pragnie najbardziej na świecie. Lily postanawia wyruszyć do Toskanii, chociaż co dalej – tego nie wie. Na miejscu spotyka Tajną Ligę Owdowiałych Cerowaczek, o których nie ma pojęcia, że usiłują naprawić jej życie.
Naprawdę, nie dajcie się dziewczyny długo namawiać do przeczytania tej książki. Wielokrotnie uśmiejecie się czytając opisy starczych przypadłości Cerowaczek. Autorka wykonała fantastyczną robotę, pokazując starość z nieco innej strony, prawdziwie, ale z poczuciem humoru. W dodatku często jest to podszyte delikatnym wzruszeniem, co dodaje wartości. I to tak naprawdę tyczy się całej powieści, nieważne czyj wątek jest omawiany. Sarah-Kate Lynch wspaniale połączyła ból, nadzieję, zawód i rozpacz z prozą życia, z jego jasnymi stronami, z miłością, pomocą i przyjaźnią. A co za tym idzie, wytworzyła się wspaniała warstwa humoru pokrywająca każdą stronę. Autorka pokazała też, że nigdy nie ma zła i dobra, czerni i bieli. Zawsze jest coś pomiędzy, bo nikt nie jest zły do cna i wystarczy tylko wyrazić chęć zrozumienia, by móc naprawić stosunki z tą osobą.
Co zaś się tyczy tytułowej cukierni… Mmm… Mam wrażenie, że wciąż czuję zapach cantucci wyrabianych przez siostry Violettę i Lucianę. Dla ciekawskich na stronie autorki znajduje się przepis na te smakowite ciasteczka. Podsumowując, książkę polecam, gdyż na kilka godzin rozświetli wasze życie, zabierając do małego miasteczka w ciepłej Toskanii, gdzie nikt nie ma pojęcia co to są płatki owsiane.
„Za oknem cukierni” Sarah-Kate Lynch, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011, str. 276
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ja też nie jestem pasjonatką nurtu włoskiego, nie mniej jednak lubię czasem poczytać takie historie.
OdpowiedzUsuńOch, mogłam ją sobie jednak wziąć do recenzji. Ale miałam podejście - znowu Italiaaa?... No cóż, kiepskie podejście najwidoczniej :D. Jeśli będę miała okazję, to przeczytam.
OdpowiedzUsuńA troszeczkę podobała mi się CK, DC podoba mi się dużo bardziej niż troszeczkę, a nawet dużo bardziej niż trochę ^^.
A myślałam, że to będzie jedna z wielu nic nie znaczących nudnych opowieści o Italii, tamtejszym jedzeniu i sposobie bycia. Ty za to, przedstawiasz tutaj całkiem miłą i wciągającą historyjkę, która na pewno jest idealna na wakacje. Cieszę się, że Ci się spodobała choć ja nadal nie jestem pewna ;)
OdpowiedzUsuńCyrysia: To sięgnij po tą, raczej się nie rozczarujesz :).
OdpowiedzUsuńAlina: Jak będę miała okazję to Ci ją może podeślę ;).
Ala: Bo to jest miła i wciągająca historia :). Nie wiem jak się ma do innych tego typu, ale czytało się niezwykle przyjemnie :).
Kocham słoneczną Italię i bardzo lubię otwartych i głośnych Włochów ;) Jednak podobnie jak Ty nie przepadam za książkami, które mówią, jakie to Włochy nie są cudowne. Tam nawet nie ma wspomnienia o wadach i złych stronach tego kraju, które istnieją i mogą bardzo przeszkadzać mieszkańcom innych krajów. Kreuje się Italię jako baśniową ziemię obiecaną, a jadąc tam można się nieźle rozczarować (szczególnie jak ktoś jedzie do pracy).
OdpowiedzUsuńMiałabym ochotę na coś słonecznego i przyjemnego ;) Wydaje mi się, że ta książka taka jest i bardzo wiernie oddałaś ten klimat :)
Nie miałam jeszcze okazji czytać nic z tzw. nurtu włoskiego, ale kolejna pozytywna recenzja tej książki sprawiła, że z chęcią przeczytałabym "Za oknem cukierni" :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnostki: Dokładnie. Moim zdaniem te książki są zbyt stronnicze i idealne. Na okładkach powinno być ostrzeżenie, że nic co znajduje się w środku nie jest rzeczywiste, a prawda została naciągnięta ;).
OdpowiedzUsuńDosiak: To polecam :).