wtorek, 15 lutego 2011
Fiolet. Magdalena Kozak (Czyli jak zepsuć dobry pomysł).
Zacznijmy od tego, że nie wiedzieć czemu, panie u mnie w bibliotece układają sobie książki jak im się żywnie podoba. A konkretnie książki fantastyczne i s-f. Jest osobny dział „Fantastyka”, po czym znajduje się w nim zaledwie część przynależnych gatunkowi książek. Reszta jest rozsiana po całej bibliotece. Taka Magdalena Kozak, Jerzy Pilch czy Jarosław Grzędowicz są w literaturze polskiej. Panie Rachel Mead, Kim Harrison, Stacia Kane, w literaturze amerykańskiej i długo by można wymieniać, kto gdzie zamieszkał – tam, gdzie nie powinien. Normalnie cud, że Tolkien znajduje się na swoim miejscu. Takim oto wstępem, z pozoru nie pasującym do dalszego tekstu, zaczęłam tę recenzję. Wszystko dlatego, że zupełnie niespodziewanie, po raz pierwszy w życiu, znalazłam powieść Magdaleny Kozak „Fiolet”. Oczywiście w literaturze polskiej, gdzie bywam raczej rzadko.
„Fiolet” opowiada o inwazji UFO na Ziemię. Z pozoru. Bo tak naprawdę nie wiadomo, co, skąd i dlaczego. Na początku są tylko doniesienia w mało znanych mediach, którymi przejmuje się nieliczna garstka ludzi, przez znajomych uważana za czubków. Bo co kogo obchodzi, że w peruwiańskiej dżungli wyrósł kilkunastometrowy Fiołek? Cały fioletowy, pokryty metaliczno wężową łuską i zabijający każdego kto do niego podejdzie. Fiołek jest nazwą zdecydowanie roboczą, bo z fiołkiem to on ma wspólny jedynie kolor. Pewnego dnia każdy zadławił się swoją niewiarą w to, co mówił szalony kolega, bo Fiołki wyrosły w kilkudziesięciu miastach świata powodując coś jakby Armagedon w swoim otoczeniu. Ludzie giną, budynki się palą i rozpadają formując góry gruzu. Koniec świata?
Z książkami tej autorki mam zawsze problem. Kiedyś przeczytałam jej serię o Nocarzach, a raczej tylko dwie części z trzech. Nie wiem, czy tylko ja tak to odbieram, czy może ktoś się ze mną zgodzi, ale Magdalena Kozak zawsze zaczyna świetnie, wciąga od pierwszych stron, człowiek się cieszy jaka mu się świetna książka trafiła, a potem… jest już tylko spadek skali. Nie inaczej jest w „Fiolecie”. Prolog powalający na kolana. Może nie swoim geniuszem, ale tempem, informacjami, emocjami. Prawie się popłakałam publicznie w autobusie w jednym fragmencie. Przez kilka następnych rozdziałów jest już spokojniej, choć nadal się dobrze czyta. Ale koło siedemdziesiątej którejś strony nagle stajemy w miejscu niczym samochód, któremu skończyło się paliwo. Dokładnie tak. Wzdychając ciężko, przerzucam kolejne strony, tęskniąc za prologiem, zastanawiając się jak długo taki stan rzeczy będzie się utrzymywał i kiedy wreszcie się wydarzy coś, co z powrotem przykuje moją uwagę do treści.
Pomysł na powieść jest naprawdę bardzo dobry. Inwazja obcych, czy może naturalny stan „flory” kosmicznej? Mamy bajeczne podłoże na świetną powieść science fiction, po czym zostaje on całkowicie zmarnowany, bo autorka koncentruje się na rozwiązywaniu potyczek między ludzkich, ich intryg i problemów (nawet sercowych). I nawet na ostatnich stronach mamy to, co na początku. Łapanie w przestworzach Róży, która roznosi zarodniki trujących cyjanowodorem Fiołków.
Widać, że pisarka przygotowała się do tej książki, jej zaplecze naukowe jest dopracowane, dostarcza nam wiarygodnych informacji o kosmosie, spadochroniarstwie (to akurat nic dziwnego, sama skacze ze spadochronem) i chemii, ale uważam, że sam pomysł nie został należycie wykorzystany. Inwazja Fiołków okazuje się być tylko tłem właściwej akcji.
Szczerze? Polecam przeczytać tylko prolog. Potraktować go jako opowiadanie, resztę zostawić. Nie warto. Ale to tylko moja opinia, komuś innemu „Fiolet” może się podobać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mimo wszystko, jednak "Fiolet" przeczytam. Cykl o Nocarzach przeczytałam w tym samym stopniu, co Ty, ale mimo pewnych irytujących fragmentów, oceniam go raczej dobrze. Więc i z "Fioletem" zaryzykuje.:)
OdpowiedzUsuńMi osobiście w pewnym momencie Fiolet czytało się tak ciężko, że Nocarze to przy tym betka ;). Ale niech każdy sam sobie wyrobi swoją ocenę :). Z przyjemnością przeczytam Twoją recenzję tej książki jak się kiedyś pojawi :).
OdpowiedzUsuńciekawa recenzja
OdpowiedzUsuńi chyba przeczytam tą książkę bo "inwazja obcych" fajnie się zapowiada ;)
Dobrze powiedziane - fajnie się zapowiada ;). Ale przeczytaj. Co człowiek to inna opinia :D.
OdpowiedzUsuń