sobota, 19 lutego 2011
Kudłata. Dorota Berg
Nie wiedzieć czemu, zawsze kiedy patrzyłam na okładkę tej książki, myślałam że jest to autobiografia pani na zdjęciu. Może przez ten uśmiech? Kieliszek wina kojarzący się z wieczornymi rozmowami, chwilą wspomnień lub dyskusją? Dopiero niedawno oświeciło mnie, że to jest powieść - przeczytałam wreszcie opis na okładce.
„Kudłata” to książka jakich wiele. Mówię to otwarcie. Pamiętacie serię któregoś z wydawnictw „My dwudziesto, trzydziestolatki…”? Były w niej amerykańskie powieści o kobietach żyjących w dużym mieście i borykających się z problemami z brakiem faceta, nadmiarem kilogramów czy brakiem wymarzonej kariery. Zaczytywałam się w tej serii i podobnych książkach, kiedy miałam jakieś piętnaście lat (za zgodą rodziców zostałam zapisana w bibliotece dla dorosłych w wieku lat czternastu, haha), przeszłam przez wszystko w stylu „Seks w wielkim mieście”, „Dziennik Bridget Jones” i po prostu masę masę innych tego typu. Dlatego szybko zorientowałam się z czym mam do czynienia, a coś we mnie boleśnie jęknęło.
Główna bohaterka, Wiktoria, ma dwójkę dzieci, ale nie ma męża. Ma bodajże cztery przyjaciółki, z którymi spotyka się co tydzień na wino, nadwagę i nie ma pracy. Na początku. Po kilku rozdziałach dostaje śliczną posadkę po znajomości i pracuje w agencji reklamowej. Uważa, że samotność jej służy, faceta nie potrzebuje i skutecznie odgania od siebie niejakiego Daniela.
Świat jaki wykreowała autorka, choć zawiera w sobie zarys realności, jak na mój gust jest zbyt idealny. Wiktoria niby ma problemy i nic nie jest piękne, ale jakoś dziwnie łatwo dobrze jej się układa, a ja nie przeżywam, że coś naprawdę ją boli. Całą historię czytałam niczym bajkę – wiemy, że Śnieżka została otruta i nie żyje, ale wiemy również, że zaraz któryś krasnoludek się potknie, jabłko wyleci z przełyku, a z lasu wyjedzie książę na białym koniu. Tak też mniej więcej jest tutaj.
Ale chociaż „Kudłata” bazuje na utartej fabule to w paru miejscach przyjemnie mnie zaskoczyła. Nie będę zdradzać oczywiście szczegółów, bo odbierze to sens czytania. Jest to rzeczywiście bardzo ciepła, lekka powieść, idealna na chwile rozerwania i pobycia w typowo babskim świecie. Często się śmiałam, ze dwa razy nawet zebrało mi się na płacz, co w tego typu powieściach zdarzyło mi się chyba po raz pierwszy. Dlatego mimo typowej fabuły i pewnego rozczarowania, cenię sobie tę książkę i nie żałuję dwóch dni jakie na nią poświęciłam. A kiedy już ją skończyłam, przez kilka godzin chodziłam z takim wewnętrznym termoforem, bardzo przyjemne uczucie :).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witam :)
OdpowiedzUsuńNa początku należą się pochwały -za bardzo ciekawą recenzję, następnie mały pstryczek, bo tak mnie zachęciłam tymi emocjami (śmiech, płacz), że zaraz zacznę szukać książki w bibliotece, a mam już wypożyczony komplet i więcej nie mogę... ;)
Muszę chyba szybciej czytać :)
Pozdrawiam!
Ja mam ją w planach od jakiegoś czasu. Jak mi będzie zimno i będę potrzebowała termoforu, wtedy po nią sięgnę :).
OdpowiedzUsuńCzyli typowe polskie babskie czytadło ;) Nie lubię takich książek, wydają mi sie po prostu strata papieru ;) Zaczęłam ją czytać w empiku i po dziesięciu stronach mnie totalnie odrzuciło.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka ;)
Na mnie ta książka podziałała depresyjnie... a miała chyba zupełnie na odwrót :P
OdpowiedzUsuńPrzyniosłam sobie ostatnio 10 książek z biblioteki o temacie "babskie czytadło", jak przerobię to pewnie przez następNy rok na coś takiego nie spojrzę. :)
OdpowiedzUsuńTeż przeżywałam fascynację takimi książkami w wieku 14 - 15 lat. Później odkryłam fantastykę.;) Teraz również lubię sobie czasem tego typu odmóżdżacz zafundować, ale akurat "Kudłata" jakoś nigdy nie zwróciła mojej uwagi. I chyba tak zostanie.
OdpowiedzUsuńBellatriks: To poszukaj, kiedy już skończysz te książki co masz. A Kudłatą przeczytasz w swoim czasie :).
OdpowiedzUsuńMaya: Dokładnie tak :).
Przyjemnostki: Ja bym powiedziała, że nie tylko typowo polskie, ale typowo... europejsko-amerykańskie :D. Zabrakło tylko przyjaciela geja ;).
Isabelle: Muszą przecież być jakieś wyjątki dla potwierdzenia zasady, prawda? :D Choć szkoda, że Cię przygnębiła.
Czarny(w)Pieprz: Ojjj tak :D. Już poczułam przesyt, życzę dużo zdrowia i wytrzymałości :D.
Moreni: To ja tak samo! I choć czasem jeszcze (jak widać) sięgam po takie książki, to zdecydowanie należą do mniejszości :).