środa, 9 lutego 2011
Plan Sary. Paweł Jaszczuk
Moja znajomość kryminałów jest dość nikła. Jeśli już czytam coś z tego gatunku, to zwykle jest to bardziej thriller z wpływami innych gatunków. Dlatego chętnie sięgnęłam po „Plan Sary”, kiedy miałam taką okazję.
Jest to historia dziewięciu dni w 1938 roku, podczas których Jakub Stern, znany dziennikarz lwowski, rozwiązuje zagadkę szeregu morderstw. Zagadka jest tym bardziej frapująca, że każda z ofiar była jego studentem, a plan mordercy to plan drugiej ofiary. Plan, którego powstanie spowodował sam Stern. Dlatego on sam również jest podejrzewany…
Paweł Jaszczuk prezentuje jeszcze przedwojenny świat, ale bohaterowie między sobą już rozmawiają o Hitlerze i zastanawiają się czy wybuchnie wojna. Nad miastem wisi groźna, tajemnicza chmura, jakby zapowiedź tragedii. Jest też swoistym towarzyszem Jakuba. Z dreszczem patrzy na nią codziennie, a jej kształt raz przypomina mu głowę psa, a raz diabła. Jest to zabieg, który wprowadza czytelnika w nastrój dreszczowca, każe się zastanawiać, co i kiedy się wydarzy.
Podczas kiedy Jakub Stern szuka rozwiązania zagadki, my cofamy się wraz z jego wspomnieniami w przeszłość, poznajemy przyczynę różnych zdarzeń i być może jest nam dane poznać mordercę. Dodatkowo poznajemy dziennikarza „z bliska”, wiemy jaką jest osobą, jaki jest w domu, a jaki w pracy czy wśród znajomych.
Powiem, że Stern jawi mi się jako totalny egoista i ślepiec, raniący nieustannie swoją żonę i jeszcze się zastanawiający, dlaczego kobieta się piekli. Jak to zwykle bywa, ona też nie jest bez winy, jednak on całkowicie przegina.
Ciekawą postacią jest jego koleżanka z pracy, Wilga de Brie, ale uważam że jej osoba została zbyt płytko potraktowana, przydałoby się jakiejś głębi i więcej jej spojrzenia na przebieg akcji. Niestety nie było to możliwe, ponieważ to Jakub jest głównym bohaterem i wszystko widzimy z jego punktu widzenia. Po raz pierwszy zdarzyło mi się naprawdę nie lubić głównej postaci.
Jeśli mowa o minusach, to muszę wspomnieć też o samym Lwowie. Zabrakło mi szczegółów, takich drobiazgów rysujących świat w naszej wyobraźni podczas czytania. Wiemy, że akcja się dzieje we Lwowie, ale pomimo gwary, jak i spostrzeżeń Sterna o kamienicach do których przybywał, czy o knajpce w której pił piwo nie mamy odczucia, że jesteśmy tam razem z nim. Brakuje tego „czegoś”, co zbudowałoby atmosferę i niesamowity klimat świata, którego już nigdy nie poznamy.
Chwilami czytało mi się dość szybko, ale chwilami czułam się, jakbym usiłowała przejść przez ścianę, szczególnie w środku książki. „Plan Sary” polecam raczej już znawcom tego gatunku powieści, bo osoby „początkujące” w kryminałach mogą poczuć się lekko zniechęcone. Niemniej sam pomysł na kryminał mi się podobał, a zakończenie banalne, choć tak skonstruowane, że nikt by się nie spodziewał. W końcu najciemniej jest zawsze pod latarnią, prawda?
Książka od wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz