piątek, 25 marca 2011
Bezradnik małżeński. Polly Williamson
Sadie ma męża i trzyletniego synka. Pracuje na pół zmiany jako florystyka. Jej mąż pracuje w dużej firmie i zarabia adekwatne pieniądze. Wydawałoby się, że mają wszystko. Tylko dlaczego coraz częściej się mijają, nie rozumieją, obwiniają?
Plusem tej książki jest to, że nie opowiada ona kolejnej historii, gdzie porzucamy żabę, która się księciem nie okazała i znajdujemy natychmiast tego jednego jedynego. Nie. Sadie postanawia uratować swoje małżeństwo, a walka ta pozytywnie wpływa na nią samą. Sadie walcząc ze światem korporacyjnych gachów (moje określenie), odkrywa ile jest warta i na jak wiele ją stać (pomimo uprzykrzającej każdą sekundę życia teściowej).
Książka jest pełna humoru, czasami wręcz dramatycznego, ale właśnie dlatego świetnie się ją czyta. Od pierwszych stron wciąga zabawnymi historyjkami, jakie przydarzają się głównej bohaterce (gorzej dla biednej Sadie) – czy byłoby nam do śmiechu, gdybyśmy spieszyły się na służbową kolację męża, a zostały zamknięte w cudzym mieszkaniu, by ostatecznie przywitać się z towarzystwem na klęczkach, wśród rozsypanych rzeczy z własnej torebki, w trampkach i zalanym podkoszulku z napisem „Poliż mnie”? Wątpię. Niemniej jednak, chichotałam nad losami Sadie śledząc kolejne jej przypadki, zupełnie jakby los postanowił zrobić z niej żart stulecia. Czasem było też smutno i refleksyjnie, co moim zdaniem poprawiało jakość książki jako „babskiego czytadła”.
Pomimo wszystko jest to wciąż rozrywka dla żeńskiej części gawiedzi, a może nawet któraś zechce ją potraktować jako poradnik, a nie bezradnik :). Książkę polecam jak zwykle na dni, kiedy mamy ochotę na coś lekkiego, co poprawi nam humor i wspomoże proces relaksacyjny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
bardzo przyjemna recenzja :) Książkę mam zamiar nabyć w najbliższym czasie, liczę że i mi przypadnie do gustu :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująca i że tak powiem poprawiająca własne samopoczucie lektura. Czasami taki "dramatyczny" humor także potrafi wywołać uśmiech, ba, nawet rozśmieszyć, czy pocieszyć, bo w końcu to nie nas spotykają te wszystkie tragiczne wpadki ;) Chętnie sięgnę.
OdpowiedzUsuńAż powiększyłam zdjęcie, żeby zobaczyć kto wydał książkę, tak mi się spodobała okładka:)
OdpowiedzUsuńCzy mi się wydaje, czy Sadie to taka Bridget Jones, tyle że po ślubie i z dzieckiem? :)
Sil: A dziękuję :). Też mam taką nadzieję :D.
OdpowiedzUsuńBellatriks: Dokładnie ;).
Viv: Oj, zapomniałam pod spodem napisać, że Prószyński.... Skleroza :p. Wiesz... Mam wrażenie, że Bridget była znacznie głupsza. Sadie jest inteligentna.