Książka przykuła moją uwagę przepiękną okładką, na której smak, wyrafinowanie, elegancja i prostota płynnie się łączą, tworząc obrazek, obok którego nie da się przejść obojętnie. Już od wielu miesięcy miałam ją na uwadze, ale dopiero teraz wpadła w moje ręce.
Główną bohaterką i narratorką opowieści jest trzynastoletnia Carlota, córka argentyńskiego dyplomaty i jego austriackiej żony. Kiedy za kadencji Johna F. Kennedyego przeprowadzają się do Waszyngtonu, Carlota „dostaje” nową guwernantkę – przepiękną Francuzkę Catherine, nazywaną po prostu Mademoiselle. W święta Bożego Narodzenia, przez wspólny błąd nauczycielki i Carloty w ich domu wybucha pożar. Do jego ugaszenia przybywa Nick Kowalski, w którym nasza Mademoiselle po raz pierwszy spotyka Prawdziwego Mężczyznę. By zdobyć jego uczucia, a jednocześnie zachować zasady wpojone jej przez ojca, staje się piromanką i wznieca pożary, aby Nick przybył je ugasić (ciekawe co jej ojciec by na to powiedział).
Książka jest przepięknie napisana (mam wrażenie, że będę jeszcze nadużywać tego słowa), niezwykle prosto, acz sugestywnie i realistycznie. Każda z postaci jest doskonale zarysowana i chociaż nie są przeprowadzane szczegółowe analizy charakteru postaci, znamy je doskonale i mamy wgląd nawet w osobę japońskiego ogrodnika. Chcę podkreślić kunszt autorki, która rozrysowywała wszystko szczegółami i to dzięki nim powstał duży obrazek.
Najbardziej zachwyciła mnie osoba Carloty, która już jako dorosła kobieta relacjonowała wydarzenia ze swojego dzieciństwa. Była to dziewczynka niezwykle inteligentna, bystra i pomysłowa, choć w sprawach miłości dość jeszcze naiwna. To ona stała za podpaleniami Mademoiselle, była mózgiem każdej operacji. No, oprócz jednej.
Chciałabym o tej książce mówić i mówić, ale nie chcę niczego zdradzać, dlatego zachęcam do jej przeczytania. To prosta historia miłosna, choć jak każda bardzo skomplikowana, a tytułowe pożary są pięknym nazwaniem namiętności i ognia, który zżera zakochanych. Z całą pewnością sięgnę po inne książki autorki i mam ogromną nadzieję, że uda mi się choć raz spotkać ponownie Carlotę. Polubiłam ją zarówno jako dziewczynkę jak i dorosłą kobietę.
Jeszcze raz polecam.
Czytałam. Bardzo mi sie podobała, śmieszna, inna historia:) i czytało się szybko.
OdpowiedzUsuńTeż chcę przeczytać! Niech tylko troszkę cena spadnie...
OdpowiedzUsuńByłam dzisiaj w Taniej Książce i rzuciło mi się w oczy nazwisko Esther Vilar. Wiedziałam, że skądś je znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć. No i proszę! Cieszę się, że książka nie tylko dobrze się zapowiada, ale i jest dobra. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście okłądka sprawia, że nie można przejść obok tej książki obojętnie ;) Widziałam ją w empiku, ale cena troszkę mnie odrzuciła ;) Ale kiedyś na pewno ;)
OdpowiedzUsuńMonika Sjoholm: Świetnie to ujęłaś - śmieszna i inna :). I szybko też pasuje. 4x autobusem i z głowy ;).
OdpowiedzUsuńViv: Zgadzam się, ale co zrobić... Może kiedyś w takim Matrasie będzie :).
Alina: Owszem. Też się zastanawiałam, czy aby okładka nie jest piękna na wyrost. Na szczęście nie :).
Przyjemnostki: Ja też miałam "kiedyś na pewno" i się udało :D.
o, chętnie bym przeczytała
OdpowiedzUsuńjak będę miała czas to pewnie po nią sięgnę ;)
Catherine: Mam deja vu z treścią Twojego komentarza :D.
OdpowiedzUsuńteż mam często deja vu
OdpowiedzUsuńbardzo często