Gdzie Indziej to historia życia po śmierci. A może po prostu życia, które okazuje się czymś więcej niż nam się wydaje, a śmierć zaskakuje tym, że jest tak… normalnie. Pomijając młodnienie zamiast starzenia, mówiące psy i obowiązek robienia tego, co się lubi. Taki trochę raj. Ale niektórzy mają problemy z przystosowaniem się do Gdzie Indziej i wpadają w depresję, spędzając życie (aka śmierć) na Tarasie Widokowym gdzie za jednego wiecznego mogą przez pięć minut podglądać swoich bliskich na Ziemi.
Liz, piętnastolatka, „która zapomniała spojrzeć w obie strony, zanim przeszła na drugą stronę ulicy” trafia do Gdzie Indziej i przez pierwszy miesiąc żyje przeszłością, kłamie, żeby wyciągnąć od babci wieczne na Taras Widokowy i całe dnie spędza właśnie tam na obserwowaniu życia swojej rodziny i przyjaciół, za którymi bardzo tęskni. Po nieudanej i nielegalnej próbie skontaktowania się z bliskimi, poznaje Owena, który od dziewięciu lat tęskni za swoją żoną, starając się żyć Gdzie Indziej jak najlepiej może. Liz po wielu próbach i ciężkich momentach też się tego uczy.
Jest to dosyć niecodzienna powieść, wyjątkowa i powiedziałabym, że innowacyjna jeśli chodzi o pojmowanie świata pozagrobowego. Gabrielle Zevin tworzy coś w rodzaju świata równoległego, lekko opartego na mitologii (miałam skojarzenia z Charonem, który przewoził zmarłych przez Styks) – tutaj też mamy rzekę, dzięki której przenosimy się między żywymi a martwymi. Co jest ciekawe, według autorki po śmierci nadal żyjemy, tyle że cofamy się wstecz, a nasze życie Gdzie Indziej trwa tyle samo, co na Ziemi. Kiedy już mamy 7 dni, zostajemy owinięci w bandaże i spuszczeni rzeką na Ziemię, gdzie rodzimy się na nowo.
Wszystko pięknie, pomysł bardzo ciekawy, ale zabrakło mi sprecyzowania. Czy żyjemy w kółko na okrągło będąc tą samą osobą (wiadomo, inne imię, rodzina i życie, ale nasza osobowość, charakter takie same), czy mimo wszystko jest to bardziej zbliżone do inkarnacji, gdzie przyjmujemy zupełnie nową postać i poniekąd jesteśmy kimś zupełnie innym. Kolejnym niedopracowaniem jest przedstawiony świat Gdzie Indziej i mówiące w nim psy (jeśli ktoś znał psi). A co z kotami? Tam nie było ani jednego kota, co wydawało mi się trochę nienaturalne, zważywszy na ilość treści poświęconą psom. Koty nie trafiają do „nieba”? Nie została także wcale wyjaśniona kwestia co z ludźmi z innych krajów? Czy ja, Polka, zamieszkam obok Liz, Amerykanki? Wątpię. I wtedy się zastanawiam, czy Gdzie Indziej to świat równoległy i moje zaświaty będą się znajdować „nad” Polską. Autorka ewidentnie nie uwzględniła w swoim planie zagłębianie takich treści, a szkoda, bo wielokrotnie się nad nimi zastanawiałam i czułam, że przedstawionej mi powieści brakuje formatu 3D, że się tak wyrażę.
Niemniej jednak, „Gdzie Indziej” bardzo mi się podobało. Historia mnie wciągnęła, osoba Liz powodowała, że jej kibicowałam i współczułam, a w trakcie czytania nasunęło mi się wiele refleksji. Gdzie Indziej zostało przedstawione wiarygodnie, wcale nie cukierkowo, a wręcz słodko-gorzko, co się ogromnie chwali. Ale nie będę więcej mówiła, bo chcę żebyście sami przeczytali tę powieść i mieli własne przemyślenia i wrażenia.
Książkę polecam, bo chociaż nie oszałamia, to ma coś specyficznego, co każe jej nie zapomnieć.
- Czy to znaczy, że nigdy nie będę dorosła? – pyta Liz.
- Na twoim miejscu nie patrzyłabym na to w ten sposób, Liz. Twój umysł wciąż będzie gromadził doświadczenia i wspomnienia, nawet wtedy, gdy twoje ciało…
Liz wybucha.
- NIGDY NIE PÓJDĘ NA STUDIA, NIE WYJDĘ ZA MĄŻ, NIE BĘDĘ MIAŁA WIĘKSZYCH PIERSI, NIE ZAMIESZKAM SAMA, NIE ZAKOCHAM SIĘ, NIE DOSTANĘ PRAWA JAZDY ANI NIC?! TO SIĘ NIE MIEŚCI W GŁOWIE!
Babcia Betty zjeżdża na pobocze.
- Przekonasz się – mówi, klepiąc Liz po ręce – że tu wcale nie jest źle.
- Wcale nie jest źle? Czy w ogóle mogłoby być gorzej? Mam piętnaście lat i jestem martwa. Martwa!
jak ją znajdę to chętnie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńjak trafi w moje ręce chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńJa też po nią sięgnę, bo lubię książki z oryginalnym pomysłem. A co do Twoich pytań, które zrodziły się podczas lektury, to może autorka specjalnie zostawiła przestrzeń, aby czytelnik miał pole do działania dla swojej wyobraźni?
OdpowiedzUsuńBrak kotów w świecie Gdzie Indziej? Jako współ-ale zawsze-właścicielka kota czarnego i szarego też uważam to za co najmniej nienaturalne! ;)
OdpowiedzUsuńMaya: Też tak sobie pomyślałam, ale moim zdaniem wynika to z tego, że skoncentrowała się na przedstawieniu jednej historii, nie zagłębiając się za bardzo w otoczenie. Jak kiedyś przeczytasz, to mam nadzieję, że zobaczysz o co mi chodzi :).
OdpowiedzUsuńViv: Koty niby były (jednym zdaniem napisała, że koty, małpki, a nawet świnie też tam przychodzą). Po czym każdy miał psa i ani jeden kot nawet w cudzym ogródku się nie przespacerował ;). Kocham koty i byłam oburzona takim pominięciem :D.
Cóź...przynajmniej się nie zestarzeje. Zawsze to jakaś pociecha:)
OdpowiedzUsuńA ja po prostu weszłam na Allegro i kupiłam... Zasiałaś ziarno, które bardzo szybko zakiełkowało i powstało z niego drzewo. A z tego drzewa powstał egzemplarz dla mnie xD.
OdpowiedzUsuńCzarny(w)Pieprz: Może dla nas tak. Dla niej to najgorsza rzecz :D.
OdpowiedzUsuńAlina: Cieszę się, w końcu taki ma być wynik naszych recenzji, czyż nie? :)
Absolutnie w 100 % przekonałaś mnie do tej książki. Bardzo chcę ją przeczytać. Przypomina mi troszkę "Nostalgię anioła" ( jesli chodzi o wizję nieba ). Postaram się na nią wpaśc po jakiejś promocyjnej cenie ;]
OdpowiedzUsuń