niedziela, 20 lutego 2011

Śmierć mrocznego Lorda. Laurell K. Hamilton


Laurell K. Hamilton jest mi znana głównie z dwóch cykli. Jeden, ten chyba najsławniejszy, o Anicie Blake pogromczyni wampirów, drugi o Merry Gentry, księżniczce elfów. Zaczytuję się tylko tym pierwszym, na drugi jakoś nie mam ochoty z całkowicie mi nie znanych powodów. Oprócz tych cykli, napisała również kilka pojedynczych powieści i „Śmierć mrocznego Lorda” jest jedną z nich. Szczerze mówiąc, myślałam, że ta powieść to początek kolejnego cyklu, zważywszy na zakończenie. Czy taki był zamiar Hamilton, czy może specjalnie skończyło się tak, a nie inaczej? Chyba nigdy się tego nie dowiem, chyba, że napiszę do autorki a ona zechce odpowiedzieć. Ale może od początku.

Elaine i Blaine to bliźniaki przygarnięte osiem lat temu przez Johnatana i Terezę. Johnatan jest tropicielem magów, słynącym ze swego fachu. Wraz z przyjaciółmi Thordinem i Konradem cała grupa przynależy do tajnego bractwa, które zwalcza zło w Kartakkas. Oprócz Elaine, bo nie umie walczyć. Za to posiada inny dar – miewa wizje, które niejednokrotnie ratowały życie im oraz niewinnym ludziom. Pewnego dnia dostają zlecenie od swojego umierającego przyjaciela Caluma i jadą na odsiecz miasteczku, w którym nocą grasują zombie – ożywieni zmarli mieszkańcy. Ostatecznie wszystko jest inne niż Johnatan, przywódca grupy, się spodziewał. Łącznie z Elaine, która okazuje się mieć potężną moc magiczną. A on magii nienawidzi. Czy na tyle by odtrącić swoją przybraną córkę?

Książka ta nie jest najlepszym dziełem Laurell Hamilton. Jest za to tworem ciekawym, z dużym potencjałem, który moim zdaniem nie został wystarczająco wykorzystany. Całość dzieje się w dziwnej, mrocznej krainie, która wypacza magię, dlatego Johnatan tak się jej boi i nienawidzi. Z magii nigdy nic dobrego nie ma. Kartakkas jest jednym organizmem, ze swoją własną świadomością, której nie rozumie nawet władca tej krainy, uwięziony w niej Harkon Lukas, który sporo naszym bohaterom nabruździ. Ale to wszystko wiemy dzięki tak zwanemu czytaniu między słowami. Autorka zupełnie nie skupia się na opisywaniu krainy, tyle o ile to było potrzebne. Ogromna szkoda, bo dopiero to przerodziłoby jej powieść w coś naprawdę wielkiego. A tak to mamy grupę ludzi, dość płytko potraktowanych, zero psychologii. Niemniej jednak zostali wystarczająco dobrze opisani, żebym dokładnie ich widziała i mogła podążać razem z nimi.

To, co najbardziej podobało mi się w tej powieści, to opisy kiedy Elaine uczyła się stosować magię i uzdrawianie. Były bardzo sugestywne, wciągające, namacalne. Wspaniałe. Rzadko się zdarza, żebym aż tak się wczuła w moment „rzucania” czaru. Tu chodziło o wyczucie, o zagłębienie się w siebie, o pracę z energią (nazywaną mocą, ale dla mnie to energia). Za to uwielbiam tę książkę. Dzięki tym momentom byłam w stanie dalej przerzucać kartki.

Zakończenie zupełnie niespodziewane. Takie, że człowiek aż prosi o ciąg dalszy. Z tego co sprawdziłam, jest to pojedyncza powieść, dlatego jestem tak zdziwiona, bo zdarzenia z ostatnich stron wręcz wymagają ciągu dalszego. Chyba, że sami go sobie dopiszemy.

Jeszcze jedno na koniec. Czy ktoś czytał „Pan Lodowego Grodu” Grzędowicza? Tam wszystko kręci się dookoła obrazów Boscha. Świat nam przedstawiony jest wykręcony, dziwny, zwyrodniały, powodujący obrzydzenie i strach. Odrobinę tego było pod koniec „Śmierci mrocznego Lorda”. Zabieg ciekawy i zupełnie niespodziewany. Kolejny element proszący o ciąg dalszy. Więcej nie mówię, bo zaraz wygadam pół fabuły. Książka nie najgorsza, da się przeczytać, choć spotykałam znacznie lepsze. Szczęśliwie 23 lutego wychodzi kolejna cześć Anity Blake, ona poprawi wizerunek autorki w moich oczach ;).

6 komentarzy:

  1. ciekawa recenzja
    a po tytule książki myślałam, że będzie ona o jakimś morderstwie na zamku czy coś
    nie czytałam książek tej autorki więc może
    się w końcu za nie zabiorę

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam podobne odczucia, choć oceniłam jeszcze słabiej ;) Kraina to jeden ze światów systemu RPG Dungeons&Dragons, więc nie do końca to jej zasługa. Anity też nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Catherine: Ten zamek to skąd Ci wyszedł? Czy przez Lorda? :D Koniecznie zacznij od pierwszej części cyklu o Anicie "Grzeszne rozkosze". Jeśli zaczniesz od "Śmierci..." możesz nie chcieć wrócić do innych książek autorki, a to by była szkoda.

    Sheila: Właśnie tak w trakcie czytania zastanawiałam się o co Ci chodziło z tym RPG. Jedyne co ja widziałam, to drużynę przyjaciół, która zwykle w RPG występuje ;p. Zastanawiam się w takim razie czemu Hamilton napisała tę książkę. Wiesz że napisała również jedną albo dwie części Star Trek? A skoro kraina nie jest jej pomysłem, może dlatego się w nią nie zagłębiała. Szkoda, no ale.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli to typ "Pana Lodowego Grodu" to książka nie dla mnie ;) Nie to, że nie lubię, ale trochę go przemęczyłam i jakoś nie mam ochoty na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja byłam zachwycona częścią pierwszą, ale drugiej już nie mogłam czytać. A "Śmierć..." jest podobna tylko w kwestii klimatu do obrazów Boscha i to tylko w jednym miejscu pod koniec książki :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Spotkałam się gdzieś ze stwierdzeniem, że ta książka to część jakiegoś cyklu. Poszukałam w sieci i - włala! To część cyklu Ravenloft. Za wiki: TSR, wydawca gry fabularnej Dungeons & Dragons, wydało serię powieści osadzonych w Ravenloft. Każda z nich ponoć skupiała się na postaci jednego z mrocznych władców zamieszkujących świat Ravenloft.
    A co do kolejenj Anity, to bardzo jestem ciekawa Waszego odbioru. Ja serię odkryłam w zeszłym roku. Miałam już wprawdzie dosyć wampirów, ale wszędzie Anitę Blake wskazywano jako klasykę urban fantasy, więc się skusiłam. Nie oderwałam się od serii, póki nie przeczytałam wszystkich dostępnych 19 części... i czekam na kolejną.
    Przy takim hurtowym czytaniu zacierają się granice między książkami, ale ta część nie powinna Cię zawieść. Pojawiają się bohaterowie i wrogowie istotni dla dalszych części serii, a sama Anita wkracza w nowy "etap" życia. Już nic więcej nie zdradzę. Słowo harcerza. Może tylko, żebyś się nie płakała nad Jean Claud'em - Jason to dla niego żadna konkurencja:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...