piątek, 17 czerwca 2011
Sieć rozkwitającego kwiatu. Lisa See
Ci, którzy znają Lisę See z takich utworów jak „Miłość Peonii” czy „Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz” na pewno poczują się zdziwieni lekturą „Sieci rozkwitającego kwiatu”. Poprzednie dwie książki są tak napisane, że zabierają nas do świata baśni, świata mitycznego, ale jednocześnie do bólu ludzkiego. „Sieć…” jest nie tylko na wskroś współczesna, ale jest także wręcz wzorowym kryminałem.
W Pekinie zostają znalezione zwłoki dwudziestokilkuletniego syna amerykańskiego ambasadora. Parę dni później w Los Angeles na statku z nielegalnym transportem chińskich imigrantów amerykanie znajdują zwłoki Czerwonego Księcia – również dwudziestoletniego syna jednego z najbogatszych Chińczyków. Obaj mężczyźni zostali zabici w taki sam sposób i w dodatku nie wiadomo od czego. Żeby odkryć, kto stoi za morderstwami zostaje powołana współpraca chińsko-amerykańska i do śledztwa zostają oddelegowani amerykański prokurator David Stark ze współpracą przy FBI i chińska funkcjonariuszka Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Liu Hulan. Oboje starają się rozwikłać łamigłówkę, która jak się najpierw wydaje, nie ma początku i… nie ma końca. David uważa, że za wszystkim stoi triada Feniksa, Hulan uparcie zaprzecza. Które z nich ma rację? Jak to wszystko się potoczy? Ile trzeba będzie poświęcić, by dotrzeć do sedna?
Po tej książce mogę stanowczo stwierdzić, że Lisa See to jedna z moich ulubionych pisarek. I nie dlatego, że ta książka jest nie wiadomo jak oszałamiająca, ale dlatego, że po jej przeczytaniu zobaczyłam jak rozległą wiedzę ma autorka oraz jak ogromny talent, by pisać powieści z całkowicie sobie różnych gatunków i wciąż sprawiać, że każdą książkę się połyka, całkowicie zatracając się w jej świecie. Na początku „Sieci rozkwitającego kwiatu” jeszcze tak nie uważałam. Myślałam – dlaczego ona to napisała? Czyż nie jest najlepsza w książkach typu „Miłość Peonii”? Dlaczego tworzy coś zdałoby się tak rażąco innego? Ale kiedy akcja się rozwinęła, a ja zdążyłam poznać bohaterów i zacząć z nimi tak odczuwać jak i bacznie obserwować, nie mogłam się już od książki oderwać, a kiedy musiałam, to łapałam się na tym, że cały czas o niej myślę. I w ten oto sposób skończyłam ją czytać o wiele wcześniej niż się spodziewałam.
W pisarstwie Lisy See ogromnie sobie cenię zaplecze wiedzy, jakie autorka posiada i jakim głęboko się z nami dzieli. Jej książki to nie tylko historia bohaterów, ale także państwa w jakim się rozgrywa akcja powieści oraz czasów, w jakich przyszło danym postaciom żyć. Stwarza to niesamowitą głębię postrzegania i odczuwania świata, który rozsnuwa przed naszymi oczami autorka. Za każdym razem niemalże z fascynacją dowiaduję się kolejnych szczegółów dotyczących chińskich tradycji, mentalności chińczyków, a co za tym idzie, bardzo różnego funkcjonowania we wszystkich dziedzinach życia. Pisarka posiada niezwykłą umiejętność „wejścia” w ducha Chińczyków i przede wszystkim oddania tego na papierze. W dodatku robi to w niezwykle przystępny i często poruszający sposób. Ogromnie to sobie cenię, bo tak jak Azja nigdy mnie nie interesowała i nic nie potrafiło sprawić, bym zechciała się bliżej przyjrzeć chociażby takim Chinom, tak właśnie jedna jedyna Lisa See potrafi pisać w tak cudowny sposób, że dosłownie wsiąkam w opisywany przez nią świat. Z lektury „Sieci…” najbardziej chyba zapamiętam słone suszone śliwki podawane jako przekąska do herbaty. Koniecznie będę musiała je kiedyś posmakować.
Mam ochotę pisać tak w nieskończoność, wyliczać wszystko, co zapamiętałam i dzielić się swoimi przeżyciami. Ale nie mogę, bo bym zdradziła cały przebieg akcji, a byłoby szkoda, ponieważ autorka nie pozwala sobie na żadne „przecieki”. Śledztwo rozwija się stopniowo i nie ma szans, aby przedwcześnie przewidzieć jakiś wątek. Nie mogę nawet wyrazić jak mnie to cieszy – aż za często czytam książki gdzie najpóźniej w połowie wiadomo jak się skończy. Chyba wszyscy wiemy, jakie to drażniące. Tutaj natomiast, nawet jeśli mamy swoje podejrzenia co do sprawcy, to za chwilę zostają one zmyte przez deszcz wątpliwości, aby przejść na kogoś innego, po czym po chwili okazuje się, że podejrzenia wracają jednak do poprzedniej osoby. I owszem, wśród moich podejrzanych był zabójca, ale do końca nie mogłam być pewna, że mam rację. Czasami ją miałam, a czasami nie.
„Sieć rozkwitającego kwiatu” polecam wszystkim wielbicielom tej pisarki, a tym, którzy dopiero chcieliby rozpocząć z nią znajomość odsyłam do „Miłości Peonii” czy „Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz”. W naszym kraju zostały też wydane takie książki jak „Na złotej górze” (oparta na dziejach rodziny) i „Dziewczęta z Szanghaju”. 31 maja do amerykańskich księgarń weszła już dalsza część losów Pearl i May oraz córki tej pierwszej, Joy. Książka nosi tytuł „Dreams of Joy” i zadebiutowała od razu na pierwszym miejscu New York Times Bestseller list. Niestety polski wydawca Lisy See, Świat Książki, jeszcze nie podał żadnych informacji o naszym wydaniu tej powieści. Mam nadzieję, że zrobią to jak najszybciej. A na razie pozostało mi sięgnąć już tylko po „Złotą górę”, chyba żeby udać się do wciąż jeszcze nieprzetłumaczonych książek, a jest ich dwie czy trzy. Podsumowując - polecam każdą książkę tej autorki.
„Sieć rozkwitającego kwiatu” Lisa See, wyd. Świat Książki, Warszawa 2010, str. 414
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie dla mnie, niestety
OdpowiedzUsuńNo i kolejna autorka, którą po takiej recenzji muszę sobie dopisać na i tak już długą listę "do przeczytania" :)
OdpowiedzUsuńNigdy wcześniej nie słyszałam o tej pisarce, lecz podoba mi się tematyka, więc z chęcią zapoznam się ze wszystkimi dziełami tej autorki.
OdpowiedzUsuńAlannada: A skąd wiesz? :) Może "Sieć..." owszem, ale nie mów "nie" dwóm najcudowniejszym powieściom - "Miłość Peonii" oraz "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz", proszę :). Są zupełnie inne, niż "Sieć..." i na pewno nie są kryminałami.
OdpowiedzUsuńZaczytana w chmurach: Miło mi to słyszeć :).
Cyrysia: Polecam gorąco. Mam nadzieję, że się zakochasz :).
Nie czytałam jescze nic tej autorki, czas to zmienić, z tego co widzę, a raczej czytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Widzę, że Lisa Cię pochłonęła do końca i ostatecznie :)). Cieszę się, bo przypomniałam sobie dzisiaj, jak przyjechałam z "Miłością Peoni" do Krosna. Wtedy ja czytałam "Skradzione dziecko". To był taki słodki czas, pomijając groźbę Irlandii nad głowami ;).
OdpowiedzUsuńJa dawno już nie czytałam Lisy. Od "Dziewcząt...". Powinnam do niej wrócić. Pewnie zrobię to niedługo. Czytałam dość negatywne opinie na temat tej książki, dlatego się nie spieszyłam. Ale uratowałaś moje uczucia względem Lisy See, więc chyba pora, żeby się za nią wziąć :).
Miłego dnia!
Evita: Koniecznie! :D Też pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńAlina: Tak, to był słodki czas :)). A tej groźby to już nawet nie pamiętam, właśnie mi przypomniałaś, że coś takiego było, ha :D. Z "Siecią.." rzecz ma się tak, że w porównaniu z innymi książkami jest zupełnie zwyczajna. Ale to co ją według mnie ratuje, to że wciąż czuć w niej samą Lisę i to coś, co posiada każda jej książka, nieważne czy lepsza czy gorsza :). A wiesz, że w lipcu do amerykańskich kin wchodzi film na podstawie "Kwiatu Śniegu"? Chciałam o tym powiedzieć w recenzji i zapomniałam.
Dzięki i nawzajem :).
Jeszcze tej autorki nie czytałam. A te jej najlepsze książki to jakiego rodzaju? Takie obyczajowe, ale ładnie napisane? Czy baśniowe, bo coś tam jest magicznego? Bo nie wiem, czy się interesować? :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale dziękuję! Ogromnie się cieszę. Ciekawe, jak to zrobią :)). Podejrzewam, że łatwo będzie to zepsuć. Ale wierzę w cud. Na pewno sporo przekręcą...
OdpowiedzUsuńViv: Te najlepsze (oczywiście wg. mnie, ale wiele osób uważa tak samo) - "Miłość Peonii" oraz "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" - dzieją się w Chinach w XVII i XIX wieku. Można powiedzieć, że są obyczajowe. Ale są tak napisane, że po prostu dech zapiera w piersiach. Ja mówię, że są magiczne. Bo nikt inny tak nie pisze, nie wyraża tego wszystkiego w taki sposób... W "Miłości Peonii" znajdziesz świat żywych wymieszany ze światem zmarłych, Peonia w pewnym momencie jest duchem. Uwielbiam tę opowieść. Z kolei "Kwiat Śniegu..." jest na swój sposób jeszcze piękniejszy, ale o wiele bardziej surowy i bolesny - z wielu powodów. Ale nigdy nie zapomnę opisów krępowania stóp. Trudno mi coś więcej powiedzieć. Uważam, że to samemu trzeba przeżyć :).
OdpowiedzUsuńAlina: Sądząc po trailerze to już przekręcili. Też uważam, że łatwo zepsuć. Przekonamy się, choć trochę boję się ten film oglądać...
Ta książka jest tak piękna i bogata, że naprawdę mogli sobie darować tę paralelną historię we współczesności. Wiedziałam, że wetkną coś tak durnego. No cóż. Obejrzymy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńNajpierw pozwolę sobie napisać nie na temat. :)
OdpowiedzUsuńWreszcie spotkałam fankę Anne Bishop. Ja po prostu jestem taką maniaczką tej serii,że mogłabym ciągle tylko o niej mówić. Kupuj "Przymierze Ciemności" jest naprawdę sporo wstawek z Damonem, Janellle, Wielkim Lordem i nawet Lucivarem :D. Cóż muszę pohamować moją obsesję i powrócić do Twojej recenzji. Lisa See to autorka dobrze mi znana, jej książka czeka na mnie od ponad dwóch lat xD. Bynajmniej nie ma to żadnego związku z tym, że nie chcę czytać tej książki(Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz)ja po prostu zawsze mam coś innego(np. najnowszy tom Anne Bishop ;]). Twoja recenzja zmusza mnie do zabrania się wreszcie za twórczość Lisy See. "Sieć rozkwitającego kwiatu" postaram się kupić przy najbliższej okazji. Zapowiada się interesująco.
Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej pisarki i szczerze powiem, że do zrecenzowanej powyżej mnie nie ciągnie -po prostu nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńRaya: Haha :D. Też jestem maniaczką. Do tej pory spotykałam się tylko z negatywnymi opiniami, albo pozbawionymi entuzjazmu. Bardzo się cieszę, że przez bloga bloga bloga wpadłam na Twojego :D. A zanim kupisz "Sieć.." to zapoznaj się najpierw z "Kwiatem Śniegu", "Miłością Peonii". Nie chcę, żeby "Sieć..." swoją poniekąd zwykłością zniechęciła Cię do tej autorki, bo ona potrafi znacznie więcej niż to :).
OdpowiedzUsuńBellatriks: Ale może "Kwiat śniegu i sekretny wachlarz" będzie bardziej w Twoim typie? To coś zupełnie innego i patrząc na książki, które recenzujesz, myślę, że może Ci się spodobać. Gosh. Stałam się jakąś gorącą orędowniczką twórczości Lisy See :D.