niedziela, 29 maja 2011
Wampir z M-3. Andrzej Pilipiuk
Lubię Pilipiuka, a przynajmniej tak było do tej pory. Może nie pisze górnolotnie (co to, to nie), nie pisze poważnie, nie porusza trudnych tematów, nie skłania do myślenia i Nobla czy Nike na pewno nigdy nie dostanie. Ale lubię go za lekką rozrywkę, którą serwuje utrudzonym codziennością umysłom i za kpiące poczucie humoru, które też nie jest jakichś wyższych lotów. Ale był jedynym pisarzem, którego kiedyś mogłam czytać jak miałam prawie czterdzieści stopni temperatury ;). I tutaj „był” jest bardzo ważnym słowem. W swojej najnowszej produkcji Pilipiuk zszedł poniżej swojego własnego poziomu.
Po „Wampirze z M-3” spodziewałam się zabawnego spojrzenia na wampiry i ciekawej powieści, jakiej jeszcze nie było. Zdecydowanie się przeliczyłam. Akcja książki jest umieszczona w czasach PRL w Warszawie i to wokół trudów życia w socjalistycznym ustroju skupiają się prawie wszystkie żarty. W ogóle tych żartów było za dużo, utkane nimi jak nie wiem, ale żeby one były takie śmieszne, to nie bardzo. Raczej rzucał się w oczy przesyt. Było parę zabawnych sytuacji, w których się zaśmiałam, ale należą one do mniejszości.
Myślałam, że książka jest powieścią i przez dwieście stron dziwiłam się, czemu akcja jest taka poszarpana i nowe wydarzenia wyskakują bez związku z poprzednimi. Dopiero prawie na samym końcu załapałam, że to tak naprawdę zbiór opowiadań, coś w stylu Wędrowycza, tyle że teraz głównymi bohaterami były wampiry. Osiemnastoletnia, dopiero co umarła Gosia, jej opiekun, ślusarz od stu lat Marek i jego kupel Igor. Gdzieś się plącze też ich przywódca hrabia Prut, całkowita oferma jeśli chodzi o wynalazki współczesności i Profesor, wampir, któremu nie dane jest skończyć studia. Cała banda z naciskiem na trzy pierwsze wampiry rozwiązuje różne sprawy, które im przyniesie życie, a wszystko to dzieje się na tle warszawskiej Pragi z jej barwnym tłumkiem pijaczków, krętaczy i innych pokrewnych.
O tej powieści słyszałam, że ma być odpowiedzią na całą wampiryczną manię, jak nastała, swoistą satyrą tej najnowszej mody w pop kulturze. W zamian dostaliśmy coś jeszcze gorszego, a z zapowiedzi otrzymaliśmy jedną wzmiankę o Edwardzie i jedną o… kimś, kogo w tej chwili nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Cały pomysł mógłby być zabawny, to wszystko mogłoby się sprawdzić, gdyby nie swoista niedbałość? Pisanie jakby od niechcenia i wstawianie każdego pomysłu, jaki tylko do głowy przyjdzie? Nie wiem, co sprawiło, że książka wyszła jak wyszła, ale zdecydowanie polecam poprzednie powieści autora, szczególnie tym, którzy chcieliby rozpocząć z nim znajomość. I może są ludzie, którym „Wampir z M-3” się spodobał, ja do nich nie należę.
„Wampir z M-3” Andrzej Pilipiuk, wyd. Fabryka Słów, Lublin 2011, str.330
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kurcze, a mnie prl-owskie żarty bawiły do łez ;) i ogólnie byłam zadowolona z lektury. No ale co człowiek to gust :D
OdpowiedzUsuńTeraz czytam Księżniczkę i też mi się podoba, choć ta seria jest zupełnie inna od Wampira z M3 :)
Do Pilipiuka mam co prawda stosunek, hm... zróżnicowany, ale liczyłam, że ta powieść może być jedną z tych, które mi się spodobają. Z tego co piszesz wynika, że jednak nie bardzo. Humor oparty na absurdach PRLu jakoś do mnie nie trafia (chyba po prostu za młoda jestem) i tak jak Ty liczyłam na parodię boskiego Edzia. Cóż, pewnie, jak zobaczę na bibliotecznej półce, to się skuszę, ale żeby specjalnie szukać, to nie...
OdpowiedzUsuńTrochę się bałam, że mógł Ci się spodobać ;). Ale na szczęście nie. Ja nie wiem, jak Pilipiuk mógł się tak stoczyć. Zauważyłaś, że Gosia jest w pewnych cechach bardzo podobna do Moniki z "Kuzynek"? I w ogóle to to jakieś nijakie jest... Komuś się spodoba na pewno. I z pewnością będą to osoby, które z Pilipiukiem wiele do czynienia nie miały. Były fajne momenty, niektóre ciekawe pomysły, ale ogólnie to jeden wielki zbiór wątków z wszelakich innych jego tekstów.
OdpowiedzUsuńA mnie się spodobał "Wampir z M-3" :) Może wpłynęło na to to, że do tej pory czytałam tylko 4 części Oka Jelenia.
OdpowiedzUsuńSheila: Bo to było zabawne, w pewnym sensie. Myślę, że jak dla mnie, to było tego za dużo. Co opis jakiejś rzeczy, czy osoby, to od razu popadanie w komizm. Fajne, ale nie do końca. A Kuzynki na szczęście są zupełnie inne. Bardzo je lubię i co jakiś czas do nich wracam :).
OdpowiedzUsuńMoreni: Dokładnie tak, specjalnie szukać to nie ma co. Myślę, że tę książkę można przeczytać tylko w celach poznawczych - a cóż on takiego znowu zmalował ;).
Alina: Haha. Po Twojej recenzji mocno się zdziwiłam, że było tak źle, ale już wszystko rozumiem ;). Co do Gosi to owszem. Cały czas nawet widziałam ją z blond włosami, a chyba ich nie miała. Znaczy włosy miała, ale nie blond ;p. On to tak napisał, jakby zebrał garść wszystkiego, co do tej pory stworzył i wrzucił w PRL, a tam kazał sobie radzić w śmieszny sposób. Ech. Moim zdaniem zdecydowanie pisał jakby mu się nie chciało.
Zaczytana w chmurach: A możliwe. Ale uwierz mi, on pisał kiedyś znacznie lepiej. Przeczytaj sobie serię Kuzynki, a jak już bardzo chcesz coś śmiesznego, to już lepszy ten Wędrowycz ;).
moja siostra ma to na półce, więc na pewno przeczytam, tylko nie wiem kiedy.
OdpowiedzUsuńKuzyni i Wędrowycza mam w planach, a że jeszcze w bibliotece jest- wszystko jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuń