Joanna Miszczuk napisała książkę, którą każda kobieta powinna przeczytać. A dlaczego? Z tego prostego powodu, że to bardzo dobra, nasza kobieca rozrywka. Zadowoli zarówno romantyczki, jak i feministki. Wielbicielki obyczaju i odrobiny fantasy. Historii i współczesności. A łączy to wszystko świetna historia i bardzo dobry styl autorki. Nie pamiętam kiedy już czytałam tak dobrą polską książkę. Jestem zachwycona.
„Matki, żony, czarownice” to opowieść o kilku pokoleniach kobiet, w których życiu powtarza się pewien zapis – zawsze rodzą jedną córkę i po nieudanych, rozczarowujących związkach z mężczyznami ostatecznie znajdują prawdziwą miłość. Powiedziałabym, że pierwsza połowa książki nie wskazuje ani trochę na to, co spotkamy później. Z początku jest to po prostu historia współczesnych kobiet, wiodących zwyczajne życie ze swoimi wzlotami i upadkami. Do czasu.
Ja nawet nie wiem, jak mam wyrazić swoje uczucia względem tej książki, aby nie zdradzić za dużo treści. Powiem tyle, że książka ta nie zawiodła nawet w tych elementach, które zazwyczaj mnie denerwują, mianowicie przeskakiwanie z wątku do wątku, przenoszenie się w czasie niezliczoną ilość razy, krótkie historie kobiet, które niemalże można traktować jak opowiadania (nie znoszę opowiadań)… A tu wszystko łączyło się w jedną, spójną całość, płynnie przechodziłam od jednej opowieści do kolejnej, za każdym razem tak samo się wciągając i nie mogąc się oderwać od treści.
Moim zdaniem, ta książka jest na swój sposób genialna. Doskonale ukazuje tak zwany zapis genetyczny i jak obciążenia z poprzedniego pokolenia mogą wpływać na nasze życie dzisiaj. Jest świetnym studium kobiecej psychiki, siły i determinacji, ale także próżności, głupoty i naiwności. Tego, jak uczymy się na błędach i jak bardzo chcemy wszystko przeżyć sami, nieważne, że ktoś inny dobrze nam radzi. Mam też wrażenie, że autorka zawarła w tej książce mnóstwo samej siebie i własnych przeżyć oraz doświadczeń. Całość kręci się wokół miłości, rozstań i rozwodów, a z treści przebija także kosmopolityzm pisarki, jej wiedza zdobyta dzięki życiu za granicą. Myślę, że jak przeczytacie tę krótką notatkę o autorce podaną na okładce, to zrozumiecie, o co mi chodzi.
W całej książce jest też smaczek, wynikający z zawarcia w treści kilku autentycznych osób, płynnie wplecionych w całą historię, między innymi polskiej hrabianki Marii Kalergis, ukochanej Cypriana Kamila Norwida (on sam zresztą też ma swoją rólkę do odegrania), Marii Baszkircewej, malarki i rzeźbiarki a także, co szczerze mówiąc mnie rozśmieszyło, hrabiego de Saint-Germain. Rozśmieszyło dlatego, że jego postać wielokrotnie wystąpiła w literaturze. Pisarze lubią go „wykorzystywać”, jako że swoją tajemniczością, wiedzą i majątkiem wspaniale uatrakcyjnia powieści. Niemniej jednak, on również odegrał swoją rolę, powiedziałabym nawet, że bardzo ważną, choć z ukrycia. Więcej zdradzać nie będę.
„Matki, żony, czarownice” polecam gorąco wszystkim, gdyż jest to kawałek świetnej literatury i rozrywki, niezwykle wciągającej, napisanej bardzo plastycznie, z wyczuciem i smakiem. Szczerze mówiąc, mam ochotę nie tyle może na ciąg dalszy, co na coś nowego, podobnego. Najlepiej spod pióra Joanny Miszczuk.
Za egzemplarz ogromnie dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.
„Matki, żony, czarownice” Joanna Miszczuk, wyd. Prószyński i S-ka 2011, str. 495